Edukacja to fundament społecznego i gospodarczego rozwoju. O tym, w jakim miejscu znajduje się dziś polska szkoła, sztucznej inteligencji i roli Funduszy Europejskich rozmawiamy z prof. UAM dr. hab. Jackiem Pyżalskim z Wydziału Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Edukacji Medialnej, członkiem Rady Centrum Edukacji Obywatelskiej, członkiem Komitetu Nauk Pedagogicznych przy Polskiej Akademii Nauk.
W jakim miejscu jest dziś polska szkoła?
W miejscu kryzysowym – podobnie jak systemy edukacyjne w wielu krajach europejskich, gdzie toczą się intensywne dyskusje na temat roli szkoły w życiu młodych ludzi, jej znaczenia dla rozwoju osobistego, zawodowego i obywatelskiego. Poza tym nasz system edukacji jest w stanie permanentnej reformy, a w przestrzeni publicznej coraz częściej pojawiają się fundamentalne pytania: czy to, co robimy, jest rzeczywiście potrzebne, adekwatne i metodycznie skuteczne? Zastanawiamy się, jak dokonać jakościowego skoku – i co musi się wydarzyć, by go osiągnąć.
Nasz system kształcenia nadąża za zmianami i przygotowuje uczniów do wyzwań współczesności?
To bardzo szerokie pytanie, bo co właściwie oznacza „nadążać” i czym jest „nowoczesna szkoła”? Dla niektórych nowoczesność sprowadza się do obecności technologii w klasie. Ale to zbyt uproszczone podejście. Musimy spojrzeć na szkołę z perspektywy różnorodnych kryteriów. Jeśli weźmiemy pod uwagę, jak szkoły radzą sobie z trudnymi zjawiskami, takimi jak przemoc rówieśnicza, to wyniki badań pokazują, że jesteśmy gdzieś pośrodku. W obszarze społecznego zaangażowania uczniów, ich utożsamiania się ze szkołą i poczucia przynależności wypadamy słabo. Z kolei w zakresie dydaktycznym, czyli efektów nauczania, Polska plasuje się relatywnie wysoko. To pokazuje, że ocena systemu edukacji zależy od tego, jakie kryteria przyjmiemy. W różnych obszarach funkcjonujemy różnie.
Dlatego rozmowa o przyszłości szkoły musi być wielowątkowa i uwzględniać nie tylko technologie, ale przede wszystkim relacje, wartości i skuteczność w rozwiązywaniu realnych problemów młodych ludzi.
A czy uczniowie są przygotowani do cyfrowej rewolucji?
Nie są – i to nie tylko w Polsce, ale w żadnym kraju europejskim. Owszem, doposażyliśmy szkoły w sprzęt i technologie – w czym duża zasługa unijnych projektów, ale wciąż szukamy skutecznych sposobów na ich mądre wykorzystanie. Co innego mieć technologię w szkole, a co innego umieć z niej sensownie korzystać. Dobrym testem był czas pandemii – kryzysowa edukacja zdalna pokazała, że samo posiadanie technologii nie wystarcza. Sporym wyzwaniem jest także silnie obecna w przestrzeni społecznej generatywna sztuczna inteligencja. Kluczowe jest to, jak technologie cyfrowe wykorzystujemy.

Zdaniem pana profesora szkoły przygotowują uczniów do płynnego wejścia na rynek pracy?
To zależy. Szkoły techniczne oferują różne specjalności, ale trudno tu o jednoznaczną ocenę, bo między placówkami występują istotne różnice. Gdybyśmy zaczęli analizować konkretne kierunki kształcenia, zauważylibyśmy, że są one bardzo zróżnicowane, podobnie jak zapotrzebowanie na rynku pracy, które zmienia się wraz z rozwojem technologii. Jeszcze kilka lat temu nikt nie przypuszczał, że informatycy będą mieć trudności ze znalezieniem pracy – przecież mieli być zawsze potrzebni. Tymczasem pojawienie się generatywnej sztucznej inteligencji całkowicie zmieniło reguły gry. To, w jakiej szkole ktoś się uczy i jakie zdobywa kompetencje, ma dziś ogromne znaczenie. Dlatego nie da się tego tematu ująć w prostych generalizacjach – sytuacja jest zbyt złożona i zmienna.
Wielu ekspertów zwraca uwagę na potrzebę wzmacniania współpracy na linii edukacja – biznes…
Zacznijmy od tego, że edukacja zawodowa wciąż postrzegana jest jako mniej prestiżowa. Nadal pokutuje przekonanie, że „jeśli jesteś zdolny, idziesz do liceum, a jeśli nie – do szkoły zawodowej”. Tymczasem w wielu krajach, jak choćby w Hiszpanii, coraz więcej młodych ludzi rezygnuje ze studiów na rzecz szybkiego wejścia na rynek pracy. Rozwijanie współpracy z biznesem uważam za dobry kierunek, choć nie jest to model możliwy do zastosowania w każdej branży czy zawodzie. Niemniej takie inicjatywy znacząco podnoszą jakość i wiarygodność kształcenia.
Klasy patronackie tworzone we współpracy z lokalnymi firmami to spójne i praktyczne rozwiązanie, pozwalające uczniom kształcić się w warunkach zbliżonych do tych, które czekać ich będą w zakładach pracy.
Co więc powinno się zmienić w systemie edukacji, aby szkoła odpowiadała jednocześnie na potrzeby uczniów i rynku pracy?
Przede wszystkim należy zmienić podejście do zawodu nauczyciela. Powinien to być zawód prestiżowy, dobrze wynagradzany i atrakcyjny dla utalentowanych ludzi. Mamy wielu doskonałych nauczycieli, ale niestety – również wielu z tej właśnie grupy odchodzi ze szkół. Doświadczenia z innych krajów, a także liczne raporty jasno pokazują, że dobra szkoła opiera się na dobrym nauczycielu. Świetnym przykładem jest Finlandia, gdzie zawód nauczyciela cieszy się dużym prestiżem. Tam nauczyciele zarabiają godnie, a dostanie się do zawodu wymaga wysokich kompetencji. Poza tym potrzebujemy systemu monitorującego kluczowe obszary funkcjonowania szkół – na przykład stanu zdrowia psychicznego nauczycieli i jego uwarunkowań. W wielu krajach prowadzi się takie badania, identyfikuje problemy i podejmuje konkretne działania. W Polsce tego brakuje. Aby system edukacji działał sprawnie, nie powinniśmy też nadmiernie regulować działania szkół odgórnie. Przykładem może być kwestia prac domowych. To nauczyciel powinien decydować, komu i po co je zadaje. Narzucanie takich decyzji z poziomu ministerialnego często bardziej przeszkadza niż pomaga.
Jakie doświadczenia możemy jeszcze zaczerpnąć z zagranicy?
Na pewno warto przyjrzeć się systemowi wsparcia nauczycieli w pracy z dziećmi o zróżnicowanych potrzebach edukacyjnych, który funkcjonuje w Szwecji. Tamtejszy model inkluzywnej edukacji realnie wspiera nauczycieli w codziennej pracy. Gdy pojawiają się problemy, mogą liczyć na pomoc zewnętrznych specjalistów. To bardzo ważne, bo trudno oczekiwać, by nauczyciele byli w stanie samodzielnie radzić sobie z tak złożonymi wyzwaniami. W Polsce dopiero zaczynamy budować podobne rozwiązania. Są one potrzebne, gdyż dzieci ze specjalnymi potrzebami, szczególnie w masowych placówkach, mogą doświadczać trudnych sytuacji – w tym przemocy rówieśniczej, co odbija się na ich poczuciu bezpieczeństwa, samoocenie oraz efektach kształcenia zdolności do nauki i funkcjonowania w grupie.

Od lat system edukacji wspierają Fundusze Europejskie. Jak pan profesor ocenia zaangażowanie tych środków?
Wsparcie ze strony Funduszy Europejskich jest zdecydowanie pozytywne i odgrywa istotną rolę w rozwoju polskiej edukacji. Dzięki tym środkom udało się zrealizować wiele wartościowych projektów – od doposażenia szkół w nowoczesne technologie, przez szkolenia dla nauczycieli, aż po programy wspierające uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Jednak warto pamiętać, że to nie tylko kwestia pozyskania funduszy, ale również umiejętnego zarządzania nimi w dłuższej perspektywie. Kluczowe jest to, co dzieje się po zakończeniu projektów – czy uda się utrzymać wypracowaną strukturę wsparcia, czy szkoły będą miały zasoby i kompetencje, by kontynuować działania bez dodatkowego finansowania.
Jak AI zmieni edukację w kontekście metod nauczania i roli nauczyciela?
Tego na razie nie wiemy. Wiemy natomiast, że sztuczna inteligencja już znacząco wpływa na to, jak funkcjonuje szkoła – pokazują to choćby badania NASK – Sztuczna inteligencja w polskiej szkole. Przecieranie szlaków. AI potrafi tworzyć treści, analizować dane, wspierać procesy dydaktyczne – a przecież właśnie na tym opiera się edukacja. Już samo to zmienia sytuację w sposób fundamentalny. Jednocześnie trzeba pamiętać, że AI ma również spory potencjał antyedukacyjny. Można korzystać z tego narzędzia, w ogóle się nie ucząc. Jedynym wyjściem w tym momencie jest pokazywanie uczniom, jak wykorzystywać AI proedukacyjnie.
I na koniec, jak będzie wyglądać szkoła za 10-20 lat?
To bardzo trudne pytanie, bo takie prognozy szybko się dezaktualizują, a prawie nigdy nie sprawdzają. Wystarczy spojrzeć na to, jak bardzo zmieniła się rzeczywistość w ciągu ostatnich kilku lat. Gdyby ktoś próbował przewidywać przyszłość edukacji cztery lata temu, przed pojawieniem się ChatGPT i generatywnej sztucznej inteligencji, jego wizja wyglądałaby zupełnie inaczej niż dziś. Przy tak dynamicznym rozwoju technologii, 10 lat to niemal epoka. Jedno wydaje się pewne: szkoła będzie musiała mądrze konkurować z technologią i jednocześnie uczyć, jak z niej edukacyjnie (i nie tylko) korzystać w sposób świadomy i odpowiedzialny.
Rozmawiał: Łukasz Karkoszka