– Kiedy nie ma się dachu nad głową, najgorsze jest chodzenie z walizkami i ciągłe ukrywanie ich tu i tam – mówi Janina. Od dziesięciu lat żyje w kryzysie bezdomności. W Polsce takich osób są tysiące – każdego dnia toczą walkę o przetrwanie i odrobinę godności. W Poznaniu, przy unijnym wsparciu, powstała dla nich „Bezpieczna Przystań” – sieć usług, która pomaga stanąć na nogi.
Od poniedziałku do piątku spotkasz Janinę* w świetlicy „Babskie Sprawy”, która działa w ramach projektu „Bezpieczna Przystań”. To nie tylko dach nad głową na kilka godzin dziennie, ale miejsce, w którym kobiety mogą zjeść ciepły posiłek, wypić herbatę, odpocząć po nocy spędzonej na ulicy lub po prostu usiąść i pomilczeć albo porozmawiać z kimś, kto naprawdę chce słuchać. Na miejscu czekają specjaliści - psycholog, asystent osoby w kryzysie bezdomności, terapeuci zajęciowi, prawnik.
– Lubię tu przychodzić – przyznaje. – Poznałam wspaniałych ludzi, to moje przyjaciółki. Nas już nawet rdza nie ruszy – mówi, wskazując na dziewczyny. Na moment odwraca wzrok, bo oczy zaczynają się jej szklić.
– A to nasza przybrana mama – wtrąca z uśmiechem jedna z podopiecznych.
Janina to elegancka, zadbana starsza pani. Cieszy się szacunkiem innych. Na ulicach Poznania żyje od dziesięciu lat. Wcześniej była Warszawa, potem kilka innych miast, w których próbowała zaczepić się na dłużej. W żadnym jednak nie czuła się bezpiecznie.
– Poznań to miasto doznań i tajemnic, nigdy nie wiesz, co cię czeka za rogiem – śmieje się. – Z drugiej strony przekonałam się, że jeśli ci Poznań nie pomoże, to żadne miasto nie pomoże. Choć… czasem gdy wchodzę do urzędu i mówię, że żyję na ulicy, inaczej patrzą na człowieka. Przykre, przecież życie każdemu może się posypać – zawiesza głos.
Janinie życie posypało się dosłownie. Odeszła od męża, bo choroba psychiczna, z którą się zmagał, zamieniła ich wspólne życie w koszmar i nieustanny strach.
– Zabrałam najważniejsze rzeczy, zamknęłam za sobą drzwi i wyszłam.
Zna reguły ulicy, jej rytmu, jej bezwzględności. Radzi sobie jak może. W sezonie pracuje przy zbiorach papryki i jabłek. Po sezonie żyje ostrożnie, rozważając każdy wydatek.
– Człowiek niby się przyzwyczaja, ale tak naprawdę nigdy się do tego nie przystosujesz – zamyśla się. – Dobrze, że mamy tu w Poznaniu ogrzewalnię, taką z prawdziwego zdarzenia. Można tu przenocować, wziąć prysznic, zrobić pranie, odpocząć. Rano idziemy do świetlicy, wieczorem do ogrzewalni. Najgorsze są weekendy. Świetlica jest zamknięta i trzeba wałęsać się po mieście. Jak mam pieniądze, to pójdę gdzieś na kawę, po galerii pochodzę. Złożyłam wniosek o mieszkanie socjalne, może się uda – mówi z nadzieją i dodaje: – Najgorsze jest to chodzenie z walizkami i ciągłe ukrywanie ich to tu, to tam. Nigdy nie wiesz czy jak wrócisz, zastaniesz swoje rzeczy.
***
Projekt „Bezpieczna Przystań” ruszył w czerwcu tego roku. Potrwa ponad trzy lata. Wsparciem objętych zostanie łącznie 641 osób w kryzysie bezdomności lub nią zagrożonych, przebywających w Poznaniu.
– Zapewnienie dachu nad głową nie jest wystarczające, by doprowadzić do usamodzielnienia osoby w kryzysie bezdomności. Potrzebna jest kompleksowa pomoc i cierpliwość w oczekiwaniu na efekty, ponieważ wychodzenie z życia na ulicy wymaga czasu – mówi Anna Krakowska, dyrektorka Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu.
– Projekt zapewnia wszechstronną pomoc - od zaspokojenia podstawowych potrzeb, po wsparcie w powrocie do samodzielności i aktywności społecznej. Pomagamy też mieszkańcom zagrożonym bezdomnością, oferując pomoc doradcy do spraw zadłużenia oraz specjalistyczne konsultacje ekspertów od finansów, prawa bankowego, windykacji – podkreśla.
***
Bunkry, pustostany, ogródki działkowe. Miejsca, które dla większości z nam są białymi plamami na mapie miasta, dla nich stają się codzienną trasą. To tam zaglądają Marcin Zejdlewicz i Sylwia Nowaczyk - asystenci osób w kryzysie bezdomności. Docierają do ludzi, oferując pomoc: od wsparcia w załatwieniu dokumentów i badań lekarskich, po rozmowę i ustalenie indywidualnego programu wychodzenia z bezdomności.
– Najważniejsze jest zbudowanie relacji, a nie jest to łatwe. Ludzi, których spotykamy los nie oszczędzał, a instytucje zawiodły. Dlatego kiedy ktoś zaczyna wprowadzać choćby niewielkie zmiany w swoim życiu, czujemy satysfakcję. Mam podopiecznego, który ma za sobą pobyt w zakładzie karnym. Od lat żyje na ulicy. Przez lata był uzależniony od alkoholu. Niedawno udało nam się rozpocząć terapię, staramy się o uzyskanie orzeczenia o stopniu niepełnosprawności, a potem o pracę. Krok po kroku idziemy do przodu – mówi Marcin Zejdlewicz. – To praca trudna, ale potrzebna. Czasem nagrodą jest tylko uśmiech, czasem pierwszy krok w kierunku normalnego życia. Gdy widzisz, jak człowiek, powoli odzyskuje kontrolę nad swoim życiem, wiesz, że to ma sens – podkreśla z uśmiechem.
Przed nami zima - jeden z najtrudniejszych okresów dla osób żyjących na ulicy. Nadrzędnym celem staje się znalezienie ciepłego i suchego kąta. Inne sprawy schodzą na boczny tor.
– Warunki pogodowe wpływają na naszą pracę. Podobnie jak np. remonty dróg czy zmiana organizacji ruchu. Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale dla osób żyjących na ulicy, to duży problem. Jeden zamknięty odcinek może zmienić całą trasę, którą ktoś codziennie musi pokonać, żeby dotrzeć do ogrzewalni czy punktu pomocy. W internecie tego nie sprawdzą, bo często nawet nie mają telefonu. Na szczęście wiemy, gdzie możemy ich znaleźć i jak przekazać wiadomość – opowiada Sylwia Nowaczyk i przyznaje, że na przestrzeni lat zmienił się profil osób żyjących na ulicy: – Mamy w głowie stereotyp bezdomnego mężczyzny w średnim wieku proszącego o pieniądze na alkohol. A to tylko mały procent.
Coraz częściej są to młode osoby, które nigdy nie miały problemu z alkoholem czy narkotykami, a mimo to znalazły się na ulicy, bo albo nie miały odpowiedniego wsparcia na etapie wchodzenia w dorosłe życie albo doświadczyły traumatycznych sytuacji.
Każda historia jest inna i poruszająca.
***
Według badań z ubiegłego roku na ulicach Poznania żyją 1083 osoby. Przybywa kobiet.
– Dane nie odzwierciedlają rzeczywistej skali problemu, ponieważ nie wykazują tak zwanej bezdomności utajonej, na przykład młodych ludzi pomieszkujących u znajomych czy na terenach rodzinnych ogrodów działkowych oraz osób zagrożonych utratą mieszkania z powodu zadłużenia – mówi Anna Krakowska.
***
Zosia* to energiczna 22-latka i oddana matka czteroletniej Jagody*. Choć jest u progu życia, ma już za sobą epizod bezdomności.
– Urodziłam córkę w wieku 17 lat. Młodo, ale wtedy mogłam liczyć na partnera. Do czasu. Kilka miesięcy temu zostawił nas. Zajmowałam się córką, nie byłam w stanie pójść do pracy. Z dnia na dzień trafiłyśmy z Jagodą na bruk – opowiada.
Na szczęście nie musiały mieszkać na ulicy – pomoc znalazły w schronisku dla bezdomnych kobiet. Zosia opisuje ten czas jako jeden z najtrudniejszych w swoim życiu.
– W pokoju byłyśmy we cztery, z Jagodą spałam na jednym łóżku. Czasem trudno było dojść do porozumienia. Do tego w ośrodku panowały rygorystyczne zasad. Byłam w rozsypce. Podjęłam terapię, a w internecie znalazłam informacje o projekcie „Bezpieczna Przystań”. Złożyłam dokumenty i udało się – uśmiecha się.
Teraz Zosia z córką korzysta ze wsparcia w formie mieszkania wspomaganego. Są tu od kilku tygodni. Szczęśliwe, spokojne, bezpieczne.
– Kiedy trafiliśmy do ośrodka, Jagoda była wystraszona i niespokojna. W nowym mieszkaniu odżyła – mówi Zosia z ulgą. – Dzielę je z Elą*, którą poznałam w ośrodku, i jej trzyletnim synem Wojtkiem. Dzieciaki szybko się zaprzyjaźniły, a my świetnie się dogadujemy. Przez wczesne macierzyństwo nie udało mi się skończyć szkoły zawodowej. Kształciłam się na fryzjerkę i chcę do tego wrócić albo spróbować kursu kosmetologicznego. Wiem, że mam szansę na nowy start i nie zamierzam jej zmarnować.
W ramach programu Zosia i Ela dostają coś, czego przez długi czas bardzo im brakowało - kogoś, kto potrafi poprowadzić je przez urzędowe gąszcze i codzienne sprawy, od alimentów po planowanie budżetu. Obie biorą udział w programie oddłużania. Wiedzą, że najbliższy rok mają spędzić w mieszkaniu wspomaganym, co pozwali im złapać oddech.
– Mieszkania mają uczyć codzienności: planowania wydatków, załatwiania spraw, budowania relacji i kompetencji, które pomagają w pracy i poza nią. Lokatorzy mogą liczyć nie tylko na asystentów, ale też na psychologów czy prawników. Ważne jest to, że mieszkania znajdują się w normalnych budynkach, na zwykłych osiedlach. Dzięki temu nikt nie jest stygmatyzowany, naznaczony tym, że korzysta ze wsparcia – mówi Anna Zając-Domżał, zastępczyni dyrektora MOPR w Poznaniu.
Rzeczy Zosi i Eli nie stoją już spakowane pod ścianą, w gotowości. I także o to chodzi w „Bezpiecznej Przystani” - żeby w końcu przestać sprawdzać, czy walizki nadal stoją tam, gdzie były.
***
Projekt „Bezpieczna przystań – wsparcie osób w kryzysie bezdomności przebywających w Poznaniu” realizowany jest przez Miasto Poznań (lider przedsięwzięcia) w partnerstwie z Fundacją Pomocy Wzajemnej Barka, Caritas Archidiecezji Poznańskiej, Pogotowiem Społecznym oraz Zgromadzeniem Sióstr św. Elżbiety - Prowincją Poznańską. Całkowity koszt przedsięwzięcia to ponad 48,2 mln zł, a unijne wsparcie wyniosło 33,8 mln zł.
* Na prośbę bohaterek ich imiona zostały zmienione.
Jak wygląda życie osób w kryzysie bezdomności? Poznaj Rafała i Arka, którzy dzięki wsparciu Towarzystwa Pomocy im. Św. Brata Alberta stawiają czoła ciężkiej sytuacji.
Łukasz Karkoszka


